
Historia tego ogrodu zaczęła się około 150 lat temu kiedy dawny właściciel tego terenu posadził tu wierzby. Rosną one tu nadal i stanowią osnowę kompozycji ogrodu. Przestrzeń, w której królują, to ogród Anny Pawłowskiej-Witek i jej męża, Tomasza Witka. Pani Anna jest architektem krajobrazu, a pan Tomasz instaluje systemy nawadniające. Razem pracują w rodzinnej firmie zakładającej ogrody (Horti, www.horti.com.pl). Jednak stworzenie własnego ogrodu zajęło im wiele lat, a prace postępowały powoli, etapami. Nie bez przyczyny – cała działka jest tu bardzo duża. Większą jej część zajmuje szkółka i zaplecze firmy projektowej. Na ogród gospodarze przeznaczyli około 5 tysięcy metrów kwadratowych. Mieliśmy okazję odwiedzić ogród kilkakrotnie, patrząc, jak właściciele go dopieszczają.

Ogród zaczął powstawać kilkanaście lat temu i najpierw powstał „tort”. To altana ze strzyżonych grabów, a zabawna nazwa pochodzi z okresu, gdy je posadzono: sadzonki z gołym korzeniem, posadzone na niewielkim wyniesieniu, koliście, wyglądały niczym świeczki na torcie. Teraz, po 12 latach drzewa mają już ponad 2,5 wysokości. Altana jest zacisznym miejscem , a dwa wejścia umieszczone są tak, że jest przez nie bardzo ładny widok. Graby (Carpinus betulus) to jeden z gatunków najlepiej nadający się na liściaste szpalery. Doskonale znosi cięcie i ładnie się zagęszcza – zarówno dzięki strzyżeniu, jak i odrostom korzeniowym.

Wierzby są już tak stare, że w ich korony wsiewają się kolejne rośliny. Drzewa te dla gospodarzy stanowią dużą wartość. Nie bali się otworzyć na krajobraz i podporządkowali wierzbom całą kompozycję ogrodu, a także – co niezwykłe – domu. To wierzby zdeterminowały lokalizację budynku, gdyby nie one, nie byłoby tu tak dużych okien – właściciele chcieli zaprosić widok do wnętrza domu; dom wpompowano tak, by oś domu była na linii wierzb. Teraz wierzby wyglądają jak obraz, ale nie zasłaniają widoku z okien, a stanowią kulisy.

Bezpośrednio przylegająca do domu część ogrodu jest bardzo wypielęgnowana. Fragmentu położone dalej są swobodniejsze – właściciele zachowali naturalne miejsca, w których tętni życie – są pszczoły, motyle, ptaki.



Przed domem rozciąga się bardzo duży staw – ma on około 70 metrów długości. Jest zasilany naturalnie i pełni kilka funkcji: oczywiście krajobrazową, poprawia też mikroklimat ogrodu i przyciąga wiele zwierząt i ptaków. Jest to też rezerwuar: tu odprowadzana jest deszczówka z dachu domu, a woda służy do podlewania szkółki. Dla pana Tomka staw jest też wskaźnikiem poziomu wód podskórnych. Służy również do rekreacji: cała rodzina może się tu kąpać, a nawet pływać pontonem.
Przy brzegu stawu zauważyliśmy niewielkie dziurki – to otwory wentylujące nory turkuci. Okazało się, że w ogrodzie jest z nimi duży kłopot. Turkucie powodują sporo strat: uszkadzają trawnik i rośliny cebulowe. Drążąc korytarze, podcinają pędy tulipanów czy krokusów. Na trawniku ślady bytności turkuci wyglądają jak choroba grzybowa – pojawiają się suche plamy. Wtedy do turkuciach gniazd dociera więcej ciepła. Niestety, turkuci ciężko się pozbyć, bo nawet gdy się to uda, to często przylatują kolejne z sąsiedztwa.

Pod koniec lata właścicielom udało się uporządkować ostatecznie teren po budowie domu, pozbyli się gór ziemi i niepotrzebnych materiałów. W części ogrodu założono trawnik i wytyczono ścieżki, a przy domu przygotowano także miejsce na długo wyczekiwany taras. Nim jednak pojawiła się jego nawierzchnia, zbudowano tu lekką, stalową konstrukcję, która miała stanowić ażurowe zadaszenie części tarasu.

Wybrane płyty przyjechały do ogrodu i od razu pracownicy zaczęli układać nawierzchnię na wytyczonych ścieżkach. Jak układa się takie płyty? Najpierw zebrano humus i nawieziono 15cm podbudowy, czyli cementu wymieszanego z piaskiem. Całość ustabilizowano, potem nawieziono 5 cm warstwę piasku, na którym układa się już płyty. Całość jest na tyle stabilna, że można nawet po niej jeździć cięższym sprzętem. Obok powstał murek, wykonany z podobnego materiału co ścieżka. Po ułożeniu ścieżek wykonano także najważniejszą część tego etapu prac: nawierzchnię tarasu.
Efekt tych wszystkich poczynań mogliśmy podziwiać jesienią, gdy gospodarze zaprosili nas na ognisko. Taras był już obsadzony dorodnymi bambusami, ustawiono na nim ciekawe meble ogrodowe, a różowe zasłony stanowiły mocny akcent kolorystyczny. Sezon korzystania z tarasem nie był długi, ale wystarczający, by gospodarze mogli stwierdzić, ze taras sprawdził się znakomicie.
Nowo ukończona część ogrodu prezentuje się nowocześnie i elegancko: wystarczył prosty zabieg – dobra nawierzchnia i elegancki trawnik. Powstała przestrzeń do zabaw sportowych, a jednocześnie wyeksponowano ładne drzewa, takie jak klon polny czy kasztan jadalny oraz oczywiście wierzby.
Do pani Ani i pana Tomka wróciliśmy raz jeszcze zimą, gdy akurat na krótko spadł śnieg. Nie moglibyśmy wymarzyć sobie piękniejszej pogody na wizytę. Dzięki niej poznaliśmy kolejną zaletę stawu. Po sprawdzeniu grubości tafli lodu, cała rodzina jeździ na łyżwach.
Jednak to nie lodowisko przyciągnęło nas tu ponownie – chcieliśmy zobaczyć, co dzieje się zimą z kolekcją roślin śródziemnomorskich, które cały sezon spędzają na tarasie. Okazało się, że zostały ustawione w najwyższej części domu, pod przeszklonym sufitem. Ta oranżeria jest niejako zawieszona nad salonem. Niestety, nie jest jeszcze od tego salonu oddzielona, więc w tym sezonie dla roślin było nieco za ciepło. Część z nich cierpiało od przędziorków, żółkną nieco liście. Zdecydowanie lepiej czują się w ogrodzie. Oprócz roślin w oranżerii pani Ania ma jeszcze kolekcję storczyków, które doskonale wpasowują się w nowoczesny styl wnętrza. Na szczęście storczyki czują się we wnętrzu dużo lepiej niż cytrusy. Do ich pielęgnacji pani Ania stosuje specjalny preparat – odżywkę w aplikatorze.